W moje urodziny córka podarowała mi kopertę – kiedy zobaczyłam, co jest w środku, po prostu przestałam się z nią kontaktować
Ostatnio coraz częściej czuję, że moja córka i zięć nie patrzą już na mnie jak na pełną życia kobietę, ale jak na starzejącą się panią. Nie narzekam — to po prostu dziwne uczucie, jakbym przestała być dla nich tą samą osobą.
Dwa dni temu skończyłam 46 lat. Postanowiłam spędzić urodziny z przyjaciółkami w klimatycznej restauracji. To był cudowny wieczór. Później, już w domu, przygotowałam kolację i zaprosiłam córkę z zięciem.
Gdy przyszli, zięć wręczył mi piękny bukiet róż — dokładnie taki, jaki lubię. Córka uśmiechnięta podała mi kopertę. Odwzajemniłam uśmiech, ale już czułam, że w środku będzie coś nietypowego.
— Mamo, zobacz, co ci kupiliśmy! — powiedziała z entuzjazmem.
— Oby to nie były pieniądze… — mruknęłam. — Wiesz, że nie lubię takich prezentów.
— To nie pieniądze. Zobaczysz, spodoba ci się!
Otworzyłam kopertę. I zamarłam. Był to dziesięciodniowy turnus leczniczy na Zakarpaciu: zabiegi, termalne kąpiele, dieta. Jak grom z jasnego nieba.
— Ojej… — westchnęłam, próbując zebrać myśli. — Naprawdę to był wasz pomysł?
— Nie podoba ci się nasz prezent? — zapytał zięć z lekkim zaskoczeniem.
Trudno było mi się odezwać. Z jednej strony to był uważny gest, bez wątpienia. Z drugiej… do kogo skierowany był ten prezent? Do mnie, aktywnej kobiety, która kocha podróże i zbieranie przeżyć?
— Dziękuję, naprawdę… — zaczęłam ostrożnie. — Ale sanatorium? To nie mój świat. To raczej dla starszych ludzi, prawda?
— Mamo, to nie tylko sanatorium! Góry, świeże powietrze, piękna natura! Wygodne pokoje, różne programy…
— Programy? Tańce dla emerytów? — nie mogłam powstrzymać ironii. — Córko, znasz mnie, wiesz, że nie lubię takich miejsc. Nie będę siedzieć w szlafroku w towarzystwie starszych ludzi.
— Chcieliśmy tylko, żebyś odpoczęła, nabrała sił… to wyjątkowa okazja!
Pokręciłam głową. Dlaczego widzą we mnie starą kobietę? Nie jestem gotowa na taki „wypoczynek”.
— Odpocząć mogę też gdzie indziej — powiedziałam, czując, jak napięcie we mnie rośnie. — Czemu nie pomyśleliście o podróży pełnej wrażeń? Egipt, Włochy… coś żywego, co kocham?
Zięć zauważył, że sytuacja zaczyna się psuć, i próbował załagodzić:
— Chcieliśmy tylko dobrze, mamo. Myśleliśmy, że to będzie dla ciebie dobre…
— Dobre? Może dla kogoś, kto ma siedemdziesiątkę i lubi moczyć się w letniej wodzie mineralnej! Ale nie dla mnie! — nie potrafiłam już ukryć zawodu.
Czułam, że opadają ze mnie siły, a łzy były coraz bliżej. Córka z zięciem podziękowali za kolację, wstali i wyszli bez słowa. Nawet się nie pożegnali. Zostałam sama przy stole, ściskając w dłoni ten nieszczęsny kopertę.
Bolało. Bardzo. Nie spodziewałam się, że własna córka zacznie mnie tak postrzegać.