„Moja była będzie teraz mieszkać z nami pod jednym dachem” – wypalił mój mąż i postawił walizkę tak, jakby uderzył pięścią w stół
— Co to znaczy, że ona będzie z nami mieszkać? — zapytała Wala. Sama była zaskoczona, jak spokojnie zabrzmiał jej głos — niemal bez emocji, niemal bez bólu.
Siergiej, jej mąż od siedmiu lat, ostrożnie zawiesił kurtkę na haczyku, jakby tym ruchem chciał zyskać na czasie. Dopiero potem powoli się odwrócił.
— Nie ma dokąd pójść — powiedział cicho, z oczami spuszczonymi w dół. — Jej rodzice nie żyją, sprzedała mieszkanie, nie ma pracy… I ja… nie mogłem po prostu zostawić jej na ulicy.
Wala spojrzała na niego i przez moment wydawało jej się, że patrzy na obcego człowieka. Ten mężczyzna, z którym dzieliła życie — dom, radości, smutki — właśnie postawił ją przed faktem dokonanym. Bez pytania, bez szukania innych rozwiązań.
— Nawet nie pomyślałeś, żeby mnie zapytać? — szepnęła, czując, jak jej ciało drży od środka.
— Wala, nie chcę się kłócić. To tylko na jakiś czas. Muszę jej pomóc. To… matka mojego dziecka.
Te słowa uderzyły ją mocniej niż walizka, którą postawił na podłodze. Wala cofnęła się o krok, jakby ktoś ją spoliczkował.
— Jakiego dziecka? — zapytała, choć już w sercu znała odpowiedź.
— Byliśmy razem przed nami… — zająknął się, ale było już za późno. — Wtedy nic mi nie powiedziała. Ale teraz, kiedy wszystko wyszło na jaw…
Nie dokończył. Wala stała nieruchomo. Jej ciało odmówiło posłuszeństwa, myśli krążyły chaotycznie. Świat dookoła się kurczył, ściany zdawały się przybliżać.
— Wiedziałeś… i nic mi nie powiedziałeś. A teraz ją tu przyprowadzasz?
— Nie proszę cię, żebyś ją polubiła. Tylko żeby mogła tu zostać. Na chwilę.
Wala powoli uniosła wzrok. Jej oczy były suche — nie zostały już żadne łzy. Tylko zimna, cicha pustka.
— Może to ja powinnam spakować swoją walizkę — powiedziała spokojnie. — Zostaw sobie ten dom, kuchnię, zabawki. Ja znajdę miejsce, gdzie moje uczucia coś znaczą.
Odwróciła się i poszła w stronę sypialni. Siergiej nie poszedł za nią. Po prostu został tam, w korytarzu, w półmroku, w cieniu własnej decyzji.
I w tej ciszy Wala zrozumiała: koniec nie przychodzi z krzykiem czy awanturą. Koniec przychodzi wtedy, gdy już nie chcesz walczyć.