— Siedź w domu i gotuj się we własnym sosie, a ja idę na firmową imprezę — śmiał się mąż, nie mając pojęcia, że żona już od dawna zna prawdę

— Siedź w domu i gotuj się we własnym sosie, a ja idę na firmową imprezę — śmiał się mąż, nie mając pojęcia, że żona już od dawna zna prawdę

Valér spieszył się z przygotowaniami na firmową imprezę – wydarzenie, którego z perspektywy zawodowej nie dało się pominąć. Katalin, jego żona, cicho krzątała się wokół niego: pomagała wybrać garnitur, poprawiała kołnierzyk koszuli, starannie dobierała krawat pasujący do materiału. Z jej ruchów emanowało napięcie – drżące usta, napięte gesty zdradzały, że coś w niej kłębi się, czego nie potrafiła wyrazić.

Jednak Valér nic z tego nie dostrzegał. Jak zwykle nie zauważył wewnętrznych zmagań żony, jakby nic się nie zmieniło – a wszystko się zmieniło. Stał się zimny, odległy, prawie obojętny. Katalin nie była już dla niego niczym więcej niż cichym elementem domu – wygodnym tłem, które działa zgodnie z oczekiwaniami i milczy.

A przecież Katalin była młodą, piękną kobietą, pełną pragnienia, by zobaczyć świat, usłyszeć komplementy, śmiać się, tańczyć, poczuć, że ją pragną. Zamiast tego jej codzienność składała się z sprzątania, gotowania i czekania na męża, który wracał do domu coraz rzadziej.

– Nie mogłeś zabrać mnie ze sobą… – wyszeptała w końcu, próbując powstrzymać drżenie w głosie.

Valér tylko parsknął, zaskoczony:

– Po co miałabyś jechać? To impreza służbowa. Tylko dla pracowników. A ty nie pracujesz u nas, prawda?

– Ale jestem twoją żoną… – odpowiedziała cicho.

– Dokładnie. Jesteś moją żoną, nie koleżanką z pracy. Nie komplikujmy tego. Lepiej sprawdź, czy kolacja jest gotowa – mruknął i opuścił mieszkanie, nie mówiąc ani słowa.

Katalin nie spodziewała się odpowiedzi. Ale ten dzień był inny, ponieważ dziś rano dowiedziała się, że jest w ciąży. Tę wiadomość chciała przekazać wieczorem, podczas romantycznej kolacji – chciała zamienić zwykły dzień w prawdziwe święto. Teraz jednak czuła, że to dziecko urośnie w pustce, jaką stał się jej dom.

Bez ducha chodziła z pokoju do pokoju, otulona samotnością. To była samotność, którą do tej pory starały się ukryć prace domowe, nadzieja, miłość – ale dziś wszystkie zasłony opadły.

W końcu zadzwoniła do Viki – swojej przyjaciółki, która zawsze wiedziała, kiedy trzeba walczyć.

Gdy Katalin opowiedziała, co się stało, Vika wybuchła gniewem:

– Czy ten człowiek w ogóle wie, z kim rozmawia?! Jak możesz to znosić?! Ja bym już dawno postawiła go na miejscu! Trzeba było jasno powiedzieć: albo idziecie razem, albo nigdzie!

– Nie pozwoliłby… – wyszeptała Katalin. – A co jeśli mnie wyśmieje? Co jeśli zostanę tam sama?

– Dlaczego tylko on ma jechać? Dlaczego zawsze ty musisz zostawać w domu? – Vika nie odpuszczała. – Ubierz się i chodźmy! Wiesz, gdzie jest impreza, prawda? Zobacz, co się tam dzieje. I będziesz miała małą niespodziankę!

– Zwariowałaś? Wyrzuciłby mnie stamtąd jak nieproszoną gościa… – wykrztusiła Katalin.

– A on cię nie skrzywdzi? Dlaczego masz się bać? – odpowiedziała Vika. – Idę z tobą. Dwie osoby na pewno się go nie przestraszą. A jeśli jednak, to dostanie nauczkę, której nigdy nie zapomni!

Pół godziny później Vika stała już w drzwiach. Jej pewność siebie była zaraźliwa – w Katalinie na nowo obudziła się wola. Wzięła swój płaszcz i wyszła z mieszkania – nie wierzyła, że naprawdę to zrobiła.

– Gdzie jest impreza? – zapytała Vika, zapinając kurtkę.

– Zwykle odbywa się w biurze. Pewnie teraz tam – odpowiedziała Katalin.

Jednak kiedy dotarły na miejsce, budynek był ciemny, nigdzie nie było żadnego życia. Vika nie straciła zimnej krwi – podeszła do ochroniarza:

– Przepraszam, czy pracownicy już przyszli?

– Jaka impreza? Dziś ma urodziny wnuk dyrektora. Świętują w restauracji. Chłopiec ma roczek – uśmiechnął się mężczyzna. – Jak na roczek restauracja, to na piętnaście lat pewnie już rakieta będzie…

– A mama też jest tam? – zapytała Vika.

– Tak, córka dyrektora, Alina. O ojcu nic nie wiem. Wokół niego jest jakaś tajemnica. Krążą tylko plotki…

W Katalinie przeszedł lodowaty dreszcz – coś było nie tak. I głęboko w środku wiedziała: to dotyczyło jej.

– Chodźmy do domu – wyszeptała.

– Zwariowałaś? – zapytała Vika. – To impreza rodzinna, a nie zwykła zabawa! A ty jesteś jego żoną! Chodź, zobacz to na własne oczy!

Katalin nie protestowała zbyt długo. Determinacja Viki dała jej nową siłę. Kilka minut później stały już przy wejściu do restauracji – a pierwsze spojrzenie Katalin padło na Valéra.

Śmiał się, rzucając małe dziecko w powietrze. Obok niego stała kobieta – wysoka, atrakcyjna, pewna siebie. Alina.

Jedna sekunda wystarczyła. Wszystko stało się jasne. Z bolesną przejrzystością.

Twarz Valéra zmieniła się, gdy zobaczył swoją żonę. Położył dziecko, podbiegł do niej i syknął:

– Co tu robisz? Kto cię wpuścił?!

Vika już prawie chciała interweniować, ale twarz Katalin wszystko powiedziała. Zbladła i powoli osunęła się na ziemię.

Wybuchł paniczny hałas. Wezwano pogotowie. Kiedy ją zabrano, Valér już wrócił do towarzystwa i powiedział tylko:

– Nic poważnego. Tylko trochę zmęczona, nic więcej.

Vika chciała iść za nią, ale Katalin tylko wyszeptała:

– Nie… lepiej sama…

Wiedziała, że Valér nie pójdzie za nią. Może to lepiej. Teraz znała prawdę. Była w ciąży – ona wiedziała, Valér nie. I już to nie miało znaczenia.

Impreza trwała, ale atmosfera się zmieniła. Szepty, spojrzenia, pytania.

– Teraz widziała to na własne oczy. Może wcześniej coś podejrzewała, ale teraz… teraz już jest pewna.

– Na pewno to jego dziecko?

– Kogo innego? Alina nigdy tego nie ukrywała – tylko przed ojcem.

Vika głęboko westchnęła. Wszystko wróciło na swoje miejsce.

Like this post? Please share to your friends: