Starsza kobieta uratowała kota… a potem zaczęły się dziać z nią rzeczy, w które żaden lekarz by nie uwierzył!

Starsza kobieta uratowała kota… a potem zaczęły się dziać z nią rzeczy, w które żaden lekarz by nie uwierzył!

Kiedy zaszłam w ciążę po raz trzeci, byłam już mamą dwójki wspaniałych dzieci. Jedno z nich urodziłam, drugie pochodziło z mojego serca — adoptowaliśmy je. Mój mąż i ja zawsze marzyliśmy o dużej rodzinie i byliśmy szczęśliwi, że kolejne dziecko jest w drodze.

Ale ta ciąża była trudna. Już w pierwszych miesiącach lekarze ostrzegali mnie, że muszę bardzo uważać z powodu ryzyka poronienia. Przez ponad cztery miesiące prawie nie wstawałam z łóżka, tylko na chwilę, żeby pójść do toalety. Lekarze obserwowali mnie bardzo uważnie. Wszyscy mieli nadzieję, że wszystko się uda, ale zagrożenie było ogromne.

Kiedy nadszedł czas porodu, wszystko poszło źle. Dziecko urodziło się martwe.

Nigdy nie zapomnę tego momentu. Tego uczucia, kiedy nosisz w sobie życie, chronisz je, śpiewasz kołysanki, marzysz o wspólnej przyszłości — i nagle… mówią ci, że to koniec. Ból był nie do zniesienia. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Mój mąż próbował mnie pocieszyć, ale sam płakał.

Następnego dnia dzieci przyszły do mnie do szpitala. Nie wiedzieliśmy, jak im to powiedzieć. Najmłodszy, adoptowany syn, zapytał:

— Mamusiu, gdzie jest dzidziuś?

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Po prostu zaczęłam płakać. Mąż objął dzieci i wyjaśnił im wszystko w najprostszy możliwy sposób. To był jeden z najtrudniejszych momentów w naszym życiu.

Potrzebowałam dużo czasu, żeby się choć trochę podnieść. Straty dziecka nie da się zapomnieć. Ale dzięki miłości mojej rodziny, wsparciu przyjaciół i pomocy psychologa, rany zaczęły się goić.

Dziś, patrząc na moje dzieci, wiem, że macierzyństwo to nie tylko narodziny. To miłość, troska, poświęcenie i siła. A serce matki ma miejsce dla wszystkich jej dzieci — nawet dla tych, które nigdy nie miały szansy żyć.

Like this post? Please share to your friends: