– Kochanie, jutro składasz pozew o rozwód – wysyczała teściowa z szyderczym uśmiechem, ale nie wiedziała, co wymyśliła synowa
— Diana, kochanie, sama rozumiesz — twój talent w mojej firmie będzie błyszczał jaśniej niż jakakolwiek gwiazda — Irina Aleksandrowna z wdziękiem uniosła kieliszek szampana. — W końcu jesteśmy już jedną rodziną.
— Dziękuję za propozycję, ale… — młoda kobieta zawahała się, szukając odpowiednich słów.
— Nie przyjmuję odmowy — uśmiechnęła się teściowa, ukazując nienaganny uśmiech. — Nigdy.
Za oknami restauracji „Imperial” gęstniał letni zmierzch. Moskwa mieniła się światłami niczym klejnoty na czarnym aksamicie nocy. W prywatnej sali VIP świętowano zaręczyny Diany i Maksyma. Kryształowe kieliszki brzęczały delikatnie, odbijając łagodne światło muranońskich żyrandoli.
Młoda architektka nerwowo poprawiła kosmyk kasztanowych włosów. Jeszcze wczoraj wyobrażała sobie zupełnie inne życie: własne biuro, ambitne projekty, pełna twórcza swoboda. Teraz przed nią otwierały się drzwi do elitarnego studia architektonicznego „Kontynent”, należącego do imperium jej przyszłej teściowej.
Maksym, wysoki brunet z otwartym uśmiechem, położył rękę na ramieniu narzeczonej.
— Mama ma niezawodne wyczucie talentu. Uwierz, to twój moment chwały.
Jego ciepły głos nieco uspokoił Dianę, ale wewnętrzny głos nadal szeptał niepokojące myśli. Biznes restauracyjny Iriny Aleksandrowny zaczął się od małej kawiarni na przedmieściach, a dziś przekształcił się w potężne imperium — obejmujące studia projektowe, firmy budowlane i sieć luksusowych lokali w całym kraju.
W głębi serca zrodziło się niejasne przeczucie: ta wystawna kolacja przypominała raczej transakcję biznesową niż rodzinne święto.
Kilka miesięcy później.
— Znakomite! Projekt waszej pierwszej restauracji jest po prostu oszałamiający — zachwycił się główny inwestor, oglądając makietę.
— To zasługa mojej utalentowanej synowej — zamruczała Irina Aleksandrowna, kładąc rękę na ramieniu Diany. — Choć oczywiście nie obyło się bez moich wskazówek…
— Tak naprawdę pomysł z atrium był całkowicie mój — odezwała się cicho Diana.
— Kochana, nie przerywaj mi, gdy mówię — teściowa ścisnęła jej ramię dość boleśnie. — Zapamiętaj to.
Minęło pół roku od tamtej pamiętnej kolacji. Przez ten czas życie Diany zmieniło się nie do poznania. Luksusowe mieszkanie w „Triumf Palace”, służbowy BMW X5, stanowisko głównego architekta w prestiżowym studiu. Zdawałoby się — marzenia się spełniają.
Gorące czerwcowe powietrze wypełniało przestronny gabinet, w którym pochylona nad rysunkami sylwetka kończyła projekt flagowej restauracji nowej linii „Merkury”.
Drzwi otworzyły się bez pukania. Kobieta z perfekcyjnie ułożoną platynową fryzurą weszła, lustrując pomieszczenie wzrokiem.
— Myślałam, że już skończyłaś — teściowa spojrzała na swój zegarek Patek Philippe. — Kolacja z Maksem za godzinę, nie zapomniałaś?
— Nie, oczywiście, że nie — odpowiedziała pospiesznie Diana, zbierając plany. — To tylko ostatnie poprawki.
— Mam nadzieję. W „Merkurym” nie lubimy opóźnień, nawet jeśli jesteś główną architektką — powiedziała chłodno teściowa. — Zwłaszcza jako moja synowa.
Opuściła pomieszczenie, zostawiając za sobą zapach drogiego perfumu. Diana westchnęła. Przez moment zacisnęła pięść. Każdy dzień z tą kobietą był jak partia szachów — jeden błąd mógł kosztować bardzo wiele.
Tego wieczoru w „Merkurym” wszystko było dopięte na ostatni guzik. Kryształ, srebro, starannie zaplanowane uśmiechy. Trwała degustacja nowego menu. Diana siedziała między mężem a teściową — niczym eksponat w witrynie — obserwowana, oceniana, kontrolowana.
— Maks i ja pomyśleliśmy — zaczęła Irina Aleksandrowna, unosząc kieliszek — że czas, abyś objęła biuro w Petersburgu. Duży projekt, potrzebujemy kogoś zaufanego.
— Petersburg? — zapytała Diana, ukrywając zaskoczenie. — Ale przecież dopiero zaczęliśmy przygotowania do sieci w Moskwie…
— W Moskwie sobie poradzą. Ty chcesz się rozwijać, prawda? — dodała z ironią. — Chyba że wolisz pozostać ozdobą na pokaz.
Maks spojrzał na nią wspierająco — uprzejmie, ale bez emocji. W ostatnich miesiącach bardziej przypominał wspólnika niż męża. Zniknęły nocne spacery, spontaniczne wyjazdy, swobodne śmiechy. Zostały tylko projekty, terminy, prezentacje.
— Zastanowię się — powiedziała cicho Diana.
— Tylko się nie ociągaj — odpowiedziała teściowa. — Biznes nie lubi zwłoki.
Tamtej nocy Diana długo wpatrywała się w światła miasta z balkonu. Wino w kieliszku zdążyło się już ogrzać, a myśli błądziły daleko. Czuła coraz wyraźniej: nie miała już kontroli nad własnym życiem. Jej pomysły, energia, marzenia — wszystko stało się częścią cudzego planu.