Bycie kobietą kosztuje. I to sporo. Niedawno to sobie policzyłam — kobieta potrzebuje znacznie więcej pieniędzy na życie niż mężczyzna. Ma całą masę dodatkowych wydatków
Zacznijmy od fryzjera. Dlaczego długie włosy kosztują więcej niż krótkie? Dyskryminacja, jeśli mnie zapytacie.
Przecież objętość włosów ścinana jest taka sama! Końcówki to to samo co nasada. A najśmieszniejsze? Kiedy zetniesz włosy na krótko, wszyscy komentują i sypią komplementami.
Ale jak zetniesz tylko końcówki długich włosów — wiedzą o tym trzy osoby: ty, fryzjer i twój portfel. Niesprawiedliwe, prawda?
Dlatego wiele kobiet ścina tylko grzywkę. Resztę „zapuszczają”. I tanio, i praktycznie.
Teraz rozumiem, dlaczego dziewczyny dawniej zaplatały warkocze i siedziały przy oknie. To była kwestia oszczędności.
Myłaś włosy korzeniem łopianu, czesałaś się drewnianym grzebieniem i z głowy. Żadnych markowych szamponów, masek czy kuracji.
Zniszczone końcówki ratowało się raz do roku — przeskakując przez ogień w Noc Świętojańską.
Dziś, żeby zapuścić warkocz, trzeba sprzedać cielaka. Suplementy, ampułki, zastrzyki w skórę głowy i modlitwy do cebulek, żeby rosły. A one i tak nie rosną!
A to jeszcze nic w porównaniu z rajstopami. Te przeklęte rajstopy — jedna pomyłka i po wszystkim.
Założenie rajstop bez ich rozerwania to sztuka. Jak kaligrafia albo japońska ceremonia herbaciana. Matki uczą tego córki razem z przepisem na szarlotkę.
„Weź rajstopy ostrożnie, lekko zwilż palce, rozłóż, wstrzymaj oddech, załóż… i wydech”. Napięcie! Przy drugiej nodze ptaki milkną.
I nie chodzi tylko o zimę. Kobiety przekonano, że rajstopy trzeba nosić też latem. To się nazywa „dress code biurowy”. 8 den!
Czym jest 8 den? Kupujesz pudełko powietrza. Otwierasz, wyjmujesz nicość, zakładasz. I tak — masz rajstopy.
Nie widać ich, ale są. A jak się zaciągną — biegniesz do łazienki, wyrzucasz i zakładasz nowe. Cały rytuał.
Jeśli zsumować wszystkie pieniądze, które kobieta wydaje na rajstopy w ciągu życia, można by kupić małe państwo. Może nawet Islandię.
A zmarszczki? W reklamach mężczyźni się tym nie przejmują. Nie widzisz faceta, który z przerażeniem patrzy w lustro i mówi: „Zmarszczki? Wypróbuj nasz krem!”
Mężczyzna — co robi? Łysieje. I co wtedy? Zakłada perukę? Nie! Poleruje łysinę i zostaje drugim Bruce’em Willisem.
A kobieta? Kobieta musi walczyć z grawitacją. Kremy, lasery, zastrzyki, zabiegi… Wszystko po to, żeby wyglądać jak zdjęcie sprzed dziesięciu lat.
A bielizna? Bawełniana, wygodna — oddycha ciało, ginekolog zadowolony.
Ale… nie jest sexy. Więc trzeba kupować koronkową, mikroskopijną, i oczywiście droższą. Im mniej materiału, tym wyższa cena.
Idealna bielizna to taka, gdzie metka jest większa od materiału. A cena? Jak za wakacje.
Ale trzeba mieć „wyjściową bieliznę”. Nie na wyjście, tylko na „w razie czego”. Na wypadek miłości albo… karetki.
Ciotka mojej koleżanki zawsze zakładała najlepszy komplet, wychodząc z domu. „Nigdy nie wiesz” — mówiła. „Jak dostanę udaru na ulicy, to chociaż niech się nie wstydzę, gdy mnie rozbiorą”.
A faceci? Widzieliście faceta, który mówi: „To moje specjalne bokserki na pierwszą randkę”? Nie. Po prostu zakładają czyste. Koniec.
Podsumowując — mówimy o równości i równych płacach. A ja mówię: to błąd! Kobiety powinny zarabiać więcej. Bo więcej wydają. Zgadza się?