Jak lekarze nie zauważyli noworodka ważącego 6,4 kg – i co stało się potem?

„On żyje? Naprawdę żyje?” — pytała Stephanie, próbując dojrzeć noworodka zza pleców lekarzy.

„Tak”, odpowiedziała doktor Hilory Rumez. „Żyje. Ale jest… niezwykły.”

Kiedy Stephanie i jej mąż Duke Crudz wychodzili z oddziału położniczego z dwiema córeczkami na rękach, nikt — ani położna, ani lekarze, ani sama matka — nie przypuszczał, że to jeszcze nie koniec porodu. Czekały ich kolejne skurcze… i jeszcze jedno dziecko.

Zaledwie 48 godzin po wypisie młoda mama ponownie trafiła do szpitala. Powodem był nagły początek skurczów, którym towarzyszył silny ból. Stephanie myślała, że to powikłania poporodowe. Ale ból narastał, a jej ciało zachowywało się tak, jakby zaczynał się kolejny poród.

Miasto Maplewood w stanie New Hampshire nigdy nie słynęło z medycznych cudów. Tutaj wszystko działo się według harmonogramu: od dzwonków szkolnych po pierwsze przymrozki. I właśnie w tym zwyczajnym miejscu wydarzyła się jedna z najbardziej zdumiewających historii współczesnej medycyny.

Stephanie Crudz spodziewała się bliźniąt. Wszystkie badania USG w trakcie ciąży potwierdzały obecność dwóch dziewczynek. Miały już imiona — Trisha i Sophie. Obie przyszły na świat w prywatnej klinice pod opieką doświadczonej położnej, doktor Hilory Rumez, z dwudziestoletnim stażem. Poród przebiegł bez komplikacji: sześć godzin bólu, krzyków, łez — i dwie zdrowe dziewczynki, każda po 2,3 kg.

Rodzina wróciła do domu — skromnej kawalerki, w której obok łóżka rodziców stały dwa dziecięce łóżeczka. Byli zmęczeni, ale szczęśliwi. Dziewczynki budziły się na zmianę, a matka nie spała całymi tygodniami. Duke, który miesiąc przed porodem stracił pracę, robił, co mógł, by pomóc.

Jednak trzeciego dnia rano Stephanie znów poczuła znajome skurcze.

Kiedy przyjechali do szpitala, doktor Rumez była zdumiona. Brzuch Stephanie wciąż był zaokrąglony — co nie jest rzadkością po porodzie — ale badanie USG wykazało coś niewiarygodnego: w macicy nadal znajdowało się dziecko.

— To niemożliwe… Przecież już urodziłam — wyszeptała zszokowana Stephanie.

Ale wszystkie wskaźniki to potwierdzały: w jej ciele był jeszcze jeden noworodek. Jak to możliwe? Dlaczego nie zauważono go na żadnym USG, ani podczas porodu? Nikt nie potrafił tego wyjaśnić.

Po trzech godzinach bolesnych skurczów Stephanie urodziła po raz trzeci. Na świat przyszedł chłopiec. Nie był to po prostu trzeci dziecko w rodzinie. To był prawdziwy cud.

Personel zamarł. W sali zapadła cisza, przerywana jedynie głośnym, pewnym płaczem noworodka. Potem rozpoczął się chaos — poruszenie, bieganina, pośpieszne telefony, łzy ojca i spojrzenie Stephanie, w którym trudno było dostrzec zrozumienie: nie mogła pojąć, co się dzieje.

Chłopiec otrzymał imię Nicholas. Ważył 6,4 kg — niemal trzykrotnie więcej niż jego siostry. Dla porównania: przeciętna waga dzieci w przypadku trojaczków to od 1,3 do 2,3 kg. Dziecko o takiej masie wśród trojaczków to prawdziwy fenomen medyczny.

Zdjęcie wykonane przez nocną pielęgniarkę tamtej nocy zadziwiło wszystkich: Nicholas wyglądał jak trzymiesięczne niemowlę obok swoich maleńkich sióstr. To właśnie to zdjęcie rozpoczęło medialną burzę wokół historii rodziny Crudzów.

Już następnego ranka przed szpitalem zgromadzili się dziennikarze. Reporterzy lokalnych i ogólnokrajowych mediów chcieli poznać szczegóły o „dziecku-olbrzymie”. Jedni nazywali to cudem, inni znakiem z nieba. Byli też tacy, którzy się przestraszyli — niektóre grupy religijne uznały chłopca za „zwiastuna czegoś złowieszczego” i nawoływały do unikania go.

Rodzina znalazła się w centrum uwagi.

Wkrótce wyszło na jaw, że Duke jest bezrobotny, a ich warunki mieszkaniowe nie nadają się do wychowywania trójki dzieci — zwłaszcza gdy jedno z nich znacznie przekracza normy rozwojowe. Wtedy jeden z aktywistów zorganizował zbiórkę. W ciągu trzech dni udało się zebrać ponad 50 tysięcy dolarów.

Władze włączyły rodzinę do programu mieszkaniowego. Rozpoczęła się budowa nowego domu: wzmocnione stropy, szerokie drzwi, meble o niestandardowych wymiarach — wszystko zaprojektowane z myślą o przyszłym wzroście i sylwetce Nicholasa.

Doktor Rumez w jednym z wywiadów przyznała: „To jeden z tych przypadków, kiedy uświadamiasz sobie, jak wiele jeszcze nie wiemy. USG pokazywało dwoje dzieci, dwa bicie serca. Może Nicholas znajdował się w takim położeniu, że był niewidoczny przez całą ciążę, pod każdym kątem.”

Niektórzy eksperci sugerują, że rozwój chłopca był opóźniony i niejako „ukrywał się” za siostrami w pierwszym i drugim trymestrze. Są też teorie o błędzie technicznym sprzętu. Ale wszyscy są zgodni: to przypadek wyjątkowy. Badają go endokrynolodzy, ginekolodzy, specjaliści od rozwoju prenatalnego, a nawet genetycy.

Pół roku po narodzinach Nicholas nadal rósł w zawrotnym tempie. Według wstępnych danych, w wieku sześciu miesięcy ważył ponad 12 kg. Zespół medyczny regularnie go bada, a rodzina otrzymuje wsparcie finansowe za udział w badaniach naukowych.

Grupa dokumentalistów z Los Angeles podpisała z Crudzami kontrakt na realizację filmu o ich historii. To zapewniło rodzinie dodatkowe dochody i pozwoliło Duke’owi tymczasowo zostać w domu.

Jednak zainteresowanie opinii publicznej nie zawsze jest błogosławieństwem.

Niektórzy sąsiedzi do dziś trzymają się na dystans. Szeptają: „To niemożliwe.” Ale większość ludzi wspiera rodzinę: przynoszą jedzenie, zabawki, pieluchy. A co najważniejsze — okazują ciepło i współczucie.

„Spodziewaliśmy się dwojga, a dostaliśmy troje. I jedno z nich — to, które odmieniło nasze życie”, mówi Stephanie.

Rodzina Crudzów mieszka teraz w nowym domu, powoli przyzwyczajając się do rzeczywistości, o której nawet nie śnili.

Like this post? Please share to your friends: