Tragiczny incydent miał miejsce nad jeziorem w miejscowości o nazwie „Nowy Świat”, gdzie świadkowie zauważyli poważnie rannego, krwawiącego łabędzia.
Ptak ledwo utrzymywał się na jednym skrzydle, nie był w stanie wzbić się w powietrze ani ukryć. Gdy ludzie podeszli bliżej, stało się jasne – ktoś bezlitośnie strzelił do bezbronnego stworzenia. Na pomoc wezwano członków zespołu „Koci Ratownicy”. Akcję ratunkową utrudniał fakt, że ptak – najprawdopodobniej całkowicie pozbawiony zaufania do ludzi – uparcie uciekał przed tymi, którzy chcieli go ocalić, nie rozumiejąc, że tym samym zmniejsza swoje szanse na przeżycie.
Według relacji ratowników wszystko zaczęło się od próby schwytania rannego ptaka bez użycia łodzi.
— Najpierw postanowiliśmy spróbować złapać go bez korzystania ze sprzętu wodnego. Dopiero zaczynaliśmy opracowywać strategię, gdy łabędź sam wyszedł z wody. To była nasza chwila! Z jednej strony zaczęłam go okrążać, ale Kola, z siatką i w piance neoprenowej, prezentował się znacznie bardziej imponująco niż ja. Ptak się przestraszył i znów skierował się w stronę jeziora – opowiadała Wiktoria Baczina, uczestniczka akcji ratunkowej.
Tymczasem łabędź przepłynął jezioro i zniknął w trzcinach po drugiej stronie. Zapadał zmrok, więc zespół zdecydował się napompować ponton. Wypłynęli. Jednak nawet wtedy ranny ptak uciekał przed nimi. Mimo obrażeń pływał szybciej, niż ratownicy byli w stanie go dogonić.
— Zrobiliśmy kilka okrążeń po jeziorze, zmęczeni szykowaliśmy się do powrotu na brzeg, żeby odpocząć lub przemyśleć plan. Ja, jako „kapitan żółwiego marynarskiego desantu”, skierowałam ponton na brzeg. I wtedy – łabędź nagle wpłynął w te trzciny, do których od początku staraliśmy się go skierować. Podpłynęłam. Wyszłam z pontonu, ostrożnie podeszłam – i wtedy niespodziewanie wyszedł na brzeg, prosto przed Siergieja, który od razu, ale delikatnie, go schwytał – kontynuowała Baczina.
Na miejscu zbadano rannego łabędzia. Skrzydło było poważnie uszkodzone, a ptak wyglądał na wyczerpanego. Jednak wydawało się, że w końcu zrozumiał – nikt nie chce go skrzywdzić. Nie próbował już uciekać i spokojnie leżał obok samochodu.
Jak opowiadają ratownicy, ptak był dość duży – ważył około dziesięciu kilogramów. Nie mieścił się do zwykłego pudła, więc postanowiono przewieźć go w ramionach, z godnością. Już w drodze, gdy trochę doszedł do siebie, ożywił się i z zainteresowaniem obserwował wszystko, co działo się wokół.
Po przybyciu do Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt, specjaliści przeprowadzili kompleksowe badania. Niestety, szansa na powrót do naturalnego środowiska jest praktycznie zerowa. Co więcej, samo przeżycie ptaka stoi pod znakiem zapytania.
— Do tej pory nie rozumiem… Dlaczego? Po co strzelać do łabędzia? Co w tym jest przyjemnego? Naprawdę nie ma innego sposobu, żeby wyładować swoją złość, niż okaleczyć żywe stworzenie? – powiedziała ze smutkiem w głosie Wiktoria Baczina.