Pan młody bez zapytania wpuścił matkę do mieszkania swojej narzeczonej. Ale pojawienie się Poliny, kobiety z przeszłości, zamieniło wieczór w pole bitwy: rozbity nos, wyrwane kosmyki włosów, a po wszystkim — dzwoniąca cisza.

— Alla, to ja!

Głos Poliny rozległ się w przedpokoju i odbił echem w wąskim korytarzu. Klucze zadźwięczały, wpadając do ceramicznej miseczki — rytuał ustanowiony przez ich matkę jeszcze w dzieciństwie. Zrzuciwszy buty i poprawiwszy potargane po całym dniu włosy, Polina ruszyła do salonu, wyobrażając sobie spotkanie z siostrą i zapach gorącej herbaty.

Jednak ledwie przekroczyła próg, zastygła w miejscu, jakby wpadła na niewidzialną ścianę. Na starych kanapach, które rodzice kupili kiedyś z okazji jej czternastych urodzin, siedziała około pięćdziesięcioletnia kobieta. Patrzyła na Polinę z wyraźnym zainteresowaniem, niemal wyzywająco. Miała na sobie domowy szlafrok — znak, że czuje się tu zupełnie swobodnie.

— Przepraszam, a pani to kto? — zapytała Polina grzecznie, choć z lekkim zakłopotaniem, rozglądając się w poszukiwaniu siostry.

— A pani to kto? — odpowiedziała kobieta tym samym tonem, nie ruszając się z miejsca i dalej lustrując przybyszkę wzrokiem.

Polina niechcący się roześmiała, słysząc taką odpowiedź, ale śmiech szybko zgasł, ustępując miejsca napięciu:

— Naprawdę chce pani grać w zgadywanki? Może jednak po dorosłemu: kim pani jest i co pani robi w mieszkaniu mojej siostry?

W tym momencie z sypialni, gdzie kiedyś ona i Alla dzieliły piętrowe łóżko, wyszła około szesnastoletnia dziewczyna. Rozczochrane włosy, zaspana twarz — typowy widok nastolatki po zbyt krótkiej nocy.

— Wspaniale, jeszcze jedna zagadkowa postać — mruknęła Polina, a potem głośno zawołała: — Borys! Gdzie jesteś? Wyjdź i wytłumacz, co się tu dzieje!

— Nie ma go w domu — spokojnie oznajmiła dziewczyna, opierając się o framugę.

Polina przyjrzała się jej uważnie — od potarganych włosów po miękkie kapcie:

— W takim razie zaczniemy od ciebie. Jak masz na imię?

— Lena.

Polina skinęła głową w stronę kobiety na kanapie:

— A to kto?

— Moja mama.

Polina klasnęła się w kolano i mimo napięcia prychnęła:

— Pewnie Polina Stanisławowna? Matka mojego przyszłego zięcia? Zgadłam?

— Tak — przytaknęła kobieta, po raz pierwszy nieco się ożywiając. — A ty to pewnie Polina, siostra Borysa?

— Elena — poprawiła ją Lena. — Ona ma na imię Elena, a nie Borys. To mój brat.

— O, przepraszam — machnęła ręką Polina Stanisławowna. — Wiek już daje się we znaki.

— Miło mi — odpowiedziała Polina z suchą ironią. — A teraz proszę wyjaśnić: co pani tu robi? I najważniejsze — za czyim pozwoleniem?

— A pani co tu robi? — znowu odpowiedziała pytaniem przyszła teściowa.

— Na litość boską! — wyrwało się Polinie, którą zaczęło już trząść ze złości. — Czy można w końcu dostać normalną odpowiedź, czy będziemy dalej rzucać pytaniami jak w komedii?

— Mogę odpowiedzieć — powiedziała spokojnie Polina Stanisławowna, ale odpowiedzi nie udzieliła.

Polina zwróciła się do Leny:

— Słuchaj, dziewczyno, twoja mama w ogóle potrafi mówić jasno i na temat? Czy ma problemy z rosyjskim?

Lena spojrzała najpierw na matkę, potem znów na Polinę i nagle zapytała:

— A kim pani w ogóle jest? Dlaczego miałabym coś pani tłumaczyć?

— Może jestem koniem w płaszczu? — sarknęła Polina. — Dobrze, krótko: jestem Polina, siostra Ally — właścicielki tego mieszkania. Czy teraz jaśniej?

Tymczasem Polina Stanisławowna leniwie gładziła ręką koc leżący obok — gest domowego komfortu, który tylko wzmagał irytację Poliny.

— Dobra, spróbuję jeszcze raz — westchnęła Polina. — Co pani robi w domu mojej siostry?

Teściowa oderwała wzrok od koca:

— Siedzę.

— Dziękuję za cenne wyjaśnienie — sarknęła Polina. — Ale mnie interesuje powód pani obecności tutaj.

— Mieszkam — odpowiedziała krótko kobieta.

Polina poczuła, jak w niej wrze, ale opanowała się i postanowiła sprawdzić swoje podejrzenia: zajrzała do sypialni — leżały tam cudze rzeczy i walizka, w łazience znalazła szczoteczki do zębów i kosmetyki. Wróciwszy do salonu, usiadła w fotelu:

— No, sytuacja się wyjaśniła. Ale chciałabym jeszcze zapytać: Alla wie, że pani tu mieszka?

— Tak… to znaczy jutro się upewnię — zająknęła się Polina Stanisławowna.

— Po prostu genialne! — zawołała Polina. — Najpierw się pani wprowadza, urządza, a potem dopiero planuje poinformować właścicielkę. Pani syn, mój przyszły zięć, wie o tych „planach”?

— Oczywiście — przytaknęła kobieta.

— I nie uważa pani za dziwne, że nawet nie raczyła zapytać o zgodę właścicielki?

Wtrąciła się Lena:

— Dlaczego pani przesłuchuje moją mamę jak śledczy? Ona nic pani nie musi!

Polina spojrzała na nią jak nauczycielka:

— Chodzisz do szkoły?

Dziewczyna kiwnęła głową.

— To pewnie znasz zasady: żeby się odezwać, trzeba podnieść rękę — Polina pokazała gest. — Więc usiądź na stołku, połóż ręce na kolanach i siedź cicho, dopóki dorośli rozmawiają.

Lena spojrzała z wyrzutem na matkę, ale ta tylko wzruszyła ramionami. Dziewczyna nadęła się, ale posłusznie usiadła na stołku.

— Tak jest lepiej. Brawo. I zapamiętaj: dorośli mówią — dzieci słuchają — pochwaliła ją Polina z aprobatą. — A teraz, Polino Stanisławowno, przejdźmy do sedna. Jak się tu pani dostała? Kto miał klucze?

— Boria dał! — nie wytrzymała Lena, zapominając o wcześniejszych instrukcjach.

— A co ci przed chwilą tłumaczyłam? — zauważyła surowo Polina. — Teraz już za późno. Ale informację uzyskano. Czyli Borys przekazał wam klucze. A jego samego tu nie ma — jak to się mówi, powietrze.

— Ale przecież on jest narzeczonym twojej siostry — wtrąciła się teściowa, jakby w tym tkwiła niepodważalna logika.

— Dokładnie — narzeczonym. Ale jeszcze nie mężem. A to zupełnie inne kategorie — i prawnie, i moralnie. Nawet gdyby był mężem, nie miałby prawa decydować o cudzym mieszkaniu bez zgody właściciela. A właścicielką jest tutaj moja siostra Alla, a nie pani syn.

Polina wstała i podeszła do starej szafy, delikatnie przesunęła dłonią po jej gładkiej powierzchni:

— Widzicie tę szafę? Mama kupiła ją za swoją pierwszą dużą premię. Wygrała wtedy konkurs zawodowy i była taka szczęśliwa! A te regały na książki — to dzieło ojca. Co niedzielę całą rodziną chodziliśmy do księgarni na Newskim. Tata pozwalał nam wybrać dowolną książkę — dosłownie dowolną! — a potem szliśmy do kawiarni „Siewier”. Rodzice pili kawę z ciastkami, a my zanurzaliśmy się w nasze książkowe światy.

Przejechała palcami po grzbietach tomów — było ich około półtora tysiąca. „Nie wszystkie przeczytane, ale to nieważne” — pomyślała, patrząc na domową bibliotekę.

Zatrzymawszy się na środku pokoju, powoli rozejrzała się po salonie: „Nasz dywan, nasze tapety, nasza lampa…” — wyliczała w myślach, czując, jak narasta w niej irytacja.

Zwróciła się do teściowej, która w milczeniu obserwowała ją z fotela:

— A co tutaj należy do Borysa?

Kobieta milczała, więc Polina sama sobie odpowiedziała:

— Nic.

Jej głos nabrał goryczy:

— Alla opłaca rachunki, kupuje jedzenie, sprząta, prowadzi dom…

Spojrzała znów na teściową, a w jej oczach pojawił się ból i niezrozumienie:

— A co robi pani syn?

Zapadła ciężka cisza. Polina Stanisławowna spuściła wzrok i niemal szeptem powiedziała:

— Nic.

To słowo zawisło w powietrzu niczym wyrok, potwierdzający wszystko, co Polina myślała, ale nie mówiła na głos.

— No to co, chcesz mnie uderzyć? — rzuciła nagle teściowa wyzywającym tonem…

Nagle Elena zaczęła energicznie podnosić rękę, jakby dręczyło ją ważne pytanie.

— Jeśli chcesz do łazienki — idź — rzuciła krótko Polina, nawet się nie odwracając.

Dziewczynka zerwała się z taboretu tak gwałtownie, że prawie się przewrócił:

— Nie chcę do łazienki! Chcę, żebyście przestali nachodzić moją mamę! Mój brat wkrótce zostanie mężem twojej siostry!

— Stop, dziewczynko — Polina podniosła rękę. — Nie dano ci głosu. Usiądź z powrotem. Tak, właśnie „wkrótce”. A teraz wróćmy do rzeczy: co tutaj robicie, Polino Stanisławowno?

Teściowa spojrzała na nią bez mrugnięcia:

— Mieszkam.

— Nie powtarzaj się! — przerwała jej ostro Polina. — Odpowiedz jasno. Dla jasności — zadam ci pytanie i odpowiesz mi po sylabach: co ty ro-bi-sz w tym mieszkaniu?

Kobieta przez chwilę milczała, potem wyprostowała się i odpowiedziała z wyzwaniem:

— Nie muszę się tobie tłumaczyć. To mieszkanie mojej synowej, mój syn za dwa dni się żeni i będzie tu mieszkał. A ja też będę mieszkać.

— Po prostu podziwiam twoją opanowanie — przez zęby wypaliła Polina.

Elena chichotała, zasłaniając usta dłonią.

Polina podeszła do futryny i zapukała:

— Puk-puk — teatralnie powiedziała. — Jest tu ktoś w domu?

Elena prychnęła, ale Polina Stanisławowna pozostała beznamiętna.

Polina skierowała się do wyjścia, ale na progu się odwróciła:

— Proponuję tak: idę do sklepu, wracam — was nie ma. Udaję, że nic się nie stało. A jeśli wrócę i będziecie tu nadal…

Zamilkła na sekundę i dodała cicho:

— Lepiej, żebyście tego nie wiedzieli.

Na zewnątrz Polina wyciągnęła telefon i wybrała siostrę. Opierając się o ścianę domu, czekała na sygnał.

— Halo, Alla? To ja.

— Cześć, Polina! Jak się masz? — głos brzmiał zbyt radośnie, by był szczery.

— W końcu wyjaśnij, co się dzieje — przeszła od razu do rzeczy Polina.

— Byłaś już w domu? — ostrożnie zapytała Alla.

— Tak, poznałam twoją teściową. Ona, nawiasem mówiąc, buszuje z twoją bratową w twojej sypialni.

Alla westchnęła:

— Już nie wiem, co z nimi zrobić. Ona po prostu siedzi i milczy całymi dniami.

— A gdzie jest Borys? — zapytała Polina, choć już znała odpowiedź.

— On… — zawahała się Alla.

— Oto właśnie „on”. Jak mogłaś na to pozwolić?

— Wracam do domu — a ona już z walizką. Drugi dzień nie wychodzi.

— Borys dał klucze?

— Sam ją przywiózł.

— Jeszcze gorzej — Polina zmarszczyła się.

— Nie mogę się z nią kłócić — w końcu to moja teściowa.

— Teściowa to nie matka — ripostowała Polina. — A nawet z matką można się dogadać. Ta kobieta to dla ciebie obca. Obca, choć matka twojego narzeczonego. Ale jak to się stało, że przywiózł ją bez twojej wiedzy? I teraz, gdy jesteś niezadowolona, nic nie robi. I w ogóle — czy Polina Stanisławowna ma swoje mieszkanie?

— Ma, dwupokojowe.

— To dlaczego tu jest?

— Mówi, że nasze mieszkanie jest duże i w centrum.

— Nasze? — Polina się zatrzymała. — Już nazywasz je „naszym”?

— Borys i ja będziemy tu mieszkać…

— Allu, to, że będziesz z nim, to jedno. Ale dlaczego w twoim mieszkaniu mieszkają jego matka i siostra? Co one mają z tym wspólnego? Niech się pakują i idą. Boisz się im to powiedzieć?

Alla znów westchnęła.

Polina przez chwilę milczała:

— Zawsze byłaś łagodna. Mogę porozmawiać z twoim narzeczonym?

— Znowu? — zaśmiała się Alla.

— Co „znowu”?

— Pamiętasz, jak w szkole postanowiłaś pogadać z Arturem? Potem zostaliśmy wezwani do wychowawcy.

— Okazał się powolny. Za to jego ojciec, widząc kto przyszedł, od razu odwołał wszelkie pretensje. Nie martw się, z Borysem po prostu pogadam. Obiecuję — będzie mieszkał.

Alla się zaśmiała:

— Porozmawiaj, ale ostrożnie. W końcu to mój narzeczony.

— Nie tknę go nawet palcem.

— A nogami? — nie mogła się powstrzymać siostra.

— Dobra, dobra. Obiecuję — bez niepotrzebnych ruchów. Skontaktuję się z nim, potem dam znać. A ty na razie nie wracaj do domu.

Polina odłożyła słuchawkę i skierowała się do klatki schodowej. Czekała trudna rozmowa.

Otworzywszy drzwi, głośno ogłosiła:

— Puk-puk! Kto się nie schował — nie moja wina!

Z korytarza wyszedł Borys — wysoki, około dwudziestu ośmiu lat, z zagubionym wyrazem twarzy.

— Polina! Jak dobrze, że przyjechałaś! — próbował ją objąć.

Polina powstrzymała go gestem:

— Bez przytulania. Podejdź tutaj.

Borys posłusznie podszedł. Polina przez kilka sekund się mu przyglądała, potem skinęła głową:

— Wyglądasz na człowieka — ręce, nogi, głowa na miejscu. Teraz wyjaśnij: jak mogłeś bez zgody narzeczonej sprowadzić do tego mieszkania swoją matkę?

— Polina, szanuję cię, ale to nie twój interes — odpowiedział Borys i próbował odejść.

Polina gwałtownie chwyciła go za ramię:

— Nie waż się odwracać do mnie plecami — to niebezpieczne. Pytam uprzejmie: dlaczego w tym mieszkaniu są obce osoby? Nie opowiadaj mi o centrum miasta i więzach rodzinnych. Chcę konkretnej odpowiedzi: co one tutaj robią?

— Dla ciebie — obce. Dla Alli — nie — uparcie odpowiedział Borys.

— To nie jest odpowiedź.

Wtrąciła się teściowa:

— Dziewczyno, jak możesz rozmawiać z moim synem?

Polina spojrzała na nią z niedowierzaniem — zdawało się, że kobieta przez cały czas nie ruszała się z kanapy. Z sypialni znów wyglądała Elena.

Polina podeszła do Borysa bardzo blisko i wbiła mu palec w pierś:

— Kiedy nasi rodzice zginęli, obiecałam, że będę się troszczyć o siostrę. Słowa dotrzymuję.

Teściowa znów przemówiła:

— Alla jest dorosła. Ma mężczyznę, sama podejmuje decyzje. Nie potrzebuje obrończyni w postaci siostry.

Polina spojrzała na nią z zainteresowaniem:

— Oho! Aktywizujesz się! A gdzie macie przycisk wyłączania? Teraz nie rozmawiam z tobą. Ręce na kolana — i milczeć.

— Rozpieszczona! — nie wytrzymała Jelena.

— Dziewczyno, nawet mnie nie znasz, więc usiądź koło mamusi i zamknij się — odpowiedziała spokojnie, ale stanowczo Polina.

— Polina, dość! — wtrącił się Borys. — Wszystkie sprawy rodzinne będę załatwiać tylko z Allą.

— Tylko z „swoją”? — powtórzyła z sarkazmem Polina. — Teraz traktujesz ją jak własność?

Polina Stanisławowna ponownie zabrała głos:

— Po co czepiasz się słówek? Już mówiłam: tu mieszkam, mój syn się żeni, Alla zostanie jego żoną.

— Ciekawe — przeciągnęła Polina — kiedy dokładnie moja siostra dała ci na to pozwolenie?

Nie czekając na odpowiedź, poszła do kuchni i włączyła czajnik. Za jej plecami słychać było przytłumioną rozmowę Borysa z matką, ale Polina nie spieszyła się z powrotem. Myśli kłębiły się w głowie: po co Borys przywiózł matkę? Rozumiała Allę — zawsze była miękka, rzadko mówiła „nie”. Dlatego tydzień temu zadzwoniła do niej, prosząc, by przyjechała wcześniej — nie wiedziała, co robić. Polina i tak miała przylecieć na wesele, ale musiała zmienić bilety, by przyspieszyć.

Stała w kuchni, patrząc, jak woda się gotuje. Nie spieszyła się, dawała sobie czas na przemyślenia. Miał się wrażenie, że Borys z matką po prostu próbowali zmęczyć Allę.

Gdy czajnik kliknął i się wyłączył, Polina wzięła kawę, wsypała łyżeczkę, dodała cukru i zaczęła powoli mieszać. Myśli zaczęły układać się w logiczny ciąg. Można było wezwać policję — to najprostsza droga. Ale postanowiła działać inaczej.

Kiedy Polina wróciła do pokoju, wszyscy troje zamilkli. Stała w drzwiach, trzymając kubek kawy, i spokojnie na nich patrzyła. Jako pierwszy nie wytrzymał Borys:

— A właściwie to co tu robisz?

— Przyjechałam do siostry na wesele — odpowiedziała spokojnie Polina. — Przeszkadza?

— Nie, ale nie rób własnych zasad — zaczął.

— Lepiej milcz o zasadach — przerwała mu Polina. — Jeszcze myślę, co z wami zrobić.

Teściowa w końcu wstała — sofa zaskrzypiała pod nią i ruszyła w stronę Poliny:

— Alla nie musi już cię słuchać. Jest dorosła, skończyła studia, ma narzeczonego i za dwa dni zostanie jego żoną.

— Bla, bla, bla — zareagowała Polina. — Możesz powiedzieć coś konkretnego?

— Polina, szanuję cię jako siostrę Alli, ale proszę — nie mieszaj się — powiedział Borys.

Bez słowa Polina wyszła z pokoju, usiadła w fotelu, zarzuciła nogi i spojrzała na telefon. Od siostry nie było wiadomości. Wypiwszy kawę, powoli poszła do kuchni, umyła kubek i ostrożnie odłożyła go na miejsce.

W kuchni Polina pomyślnie westchnęła: „Boże, co za bzdury dzieją się w tym mieszkaniu…” Uniosła kącik ust i wybrała numer Alli.

— Cześć, malutka — powiedziała, słysząc głos siostry. — Rozmawiam tutaj z twoją przyszłą rodziną. Wygląda na to, że plan A się nie sprawdził. Nie masz nic przeciwko, jeśli przejdę do planu B?

Z telefonu dobiegł śmiech.

— Pamiętam, jak przeszłaś na B z Witkiem — potem miał gips.

— Nic mu nie złamałam — odpowiedziała poważnie Polina. — Sam się poślizgnął i zwichnął nogę. To nie moja robota. Dobra, za twoją cichą zgodą zaczynam plan B.

Alla chciała coś powiedzieć, ale połączenie się zerwało.

Tymczasem Alla stała przy wejściu, już kilka razy podchodziła do drzwi, ale za każdym razem wracała. Siostra prosiła, by nie przeszkadzać — czyli nie przeszkadzać. Kochała Borysa. Szalenie, głupio, aż do bólu w środku, do mdłości. Tak bardzo, że nie mogła spać — chciało się albo wyć, albo tańczyć. Sama nie wiedziała. Ale jedno było pewne — kochała.

Lecz z pojawieniem się w domu Poliny Stanisławowny wszystko się zmieniło. Próbowała rozmawiać z Borysem, ale on znajdował mnóstwo wymówek: tutaj jest lepiej dla mamy, powietrze czystsze, miejsce wygodne. Nigdy nie zapytał — a jak ona się z tym czuje?

Pewnego razu Borys powiedział mimochodem, że jego matka chce wynająć swoje mieszkanie i dzielić dochód po połowie — połowę dla siebie, połowę dla syna. Wtedy Alla zapytała siebie: a co ja z tego będę miała? Nie znalazła odpowiedzi.

Próbowała porozmawiać z samą teściową — ta siedziała jak posąg, kiwała głową, ale poza krótkim „tak” i „nie” nic nie mówiła. I nie było nawet cienia zapowiedzi, że zamierza odejść.

Alla spojrzała na zegarek — była już ósma wieczór. Szybko napisała wiadomość: „Idę do kina”. Po sekundzie przyszła odpowiedź: „Uciekaj, jeszcze raz spróbuję planu A”.

Alla uśmiechnęła się pod nosem. Rozmowy z Borysem stały się bezcelowe — on, podobnie jak jego matka, po prostu ją ignorował. Dlatego zdecydowanym krokiem odwróciła się i poszła do centrum handlowego „Goodwin”, gdzie był duży multipleks.

Film chyba był fantastyczny — ktoś przyleciał, ktoś walczył, ktoś wygrał. Alla prawie nic nie zapamiętała. Wracała do domu z obawą — plan B może być spokojny, ale może i nie bardzo. To „nie bardzo” ją przerażało.

Na dworze było chłodno. Alla wzruszyła ramionami i przyspieszyła kroku. Podchodząc do klatki schodowej, rozglądała się — nikogo nie było. Biorąc klucz, wjechała windą na czwarte piętro. Ostrożnie wyszła, nasłuchiwała — cisza. Podeszła do drzwi i otworzyła je.

— Już jestem! — powiedziała głośno, żeby nie było nagłych dźwięków.

Odpowiedzi nie było.

Dziewczyna zostawiła buty i weszła do pokoju.

— Kto tu jest?

— Nie krzycz — szepnęła Polina.

Alla włączyła światło. Wszystko było na swoim miejscu — meble, szyby, obrazy. Na kanapie nie było pościeli, zniknął walizka. Mieszkanie wyglądało niemal idealnie.

— Gdzie oni są? — zapytała Alla.

— Wyszli. Polina Stanisławowna? Nie mam pojęcia.

— A Borys?

— Gdzieś tam, na dworze.

Alla usiadła obok:

— Nie wiedziałam, co robić. Próbowałam rozmawiać z Poliną Stanisławowną, z Borysem — jakby mnie nie słyszeli.

— Z wirusem się nie dyskutuje. A właściwie to pasożyty. I ich się nie leczy — się je niszczy. Powiedz, co znalazłaś w Borysie? On jest jak szmatka — ani tak, ani nie. Nie facet, a…

— Kocham go.

— Głupia. Dopóki nie jest za późno, opamiętaj się. Oni cię pożrą, a ty nawet nie zauważysz. Jesteś cała jak mama — miękka, uległa. W tym świecie tak nie można, Allo.

— Wiem, ale nie mogę.

Polina machnęła ręką:

— Wiem. No i jak film?

— Nie pamiętam. Wydawało mi się, że w ogóle go nie oglądałam.

— To chodźmy coś zjeść. Znalazłam ziemniaki, ugotowałam puree, usmażyłam grzyby. I znalazłam dobre słoik — masz smaczne grzybki.

Polina wstała i odwróciła się do siostry. Ta aż westchnęła:

— Co się z tobą stało?

— To chyba był plan B — odpowiedziała spokojnie Polina.

Alla podeszła bliżej. Na twarzy siostry były ślady pobicia: siniak pod brwią, podarta bluza.

— Biłaś się?

— Nie, co ty — machnęła Polina ręką. — Po prostu musiałam wyprowadzić szwagierkę za kołnierz — kopiącą jak kotka. A Borys… zachowywał się dziwnie. Co chwila łapał mnie za piersi i zaglądał pod biustonosz. Wyobraź sobie, perwers!

— On cię… — zaczęła Alla.

— Tak, ale jakoś mi było niezręcznie z nim walczyć — to jednak twój narzeczony. Postanowiłam zostawić go przy życiu — bo kto wie, może się jeszcze przyda. A z twoją teściową… musiałam być trochę twardsza. Przepraszam, szarpnęłam ją za włosy.

— Kurczę, zwariowałaś! — wykrzyknęła Alla. — Co ja teraz… Co im powiem?!

— Siostrzyczko, rozejrzyj się — przerwała Polina.

Alla rozejrzała się i zdziwiona wzruszyła ramionami.

— Widzę tu swoją teściową? Szwagierkę? Narzeczonego?

— To po co wyrzuciłaś Borysa? — wyrzuciła Alla.

— Może się jeszcze pogodzą. Ale ja nie mogłam znieść tej bezczelności. Szczerze — to przerasta moje pojęcie.

Polina chodziła po pokoju, potem nagle stanęła:

— Kurczę, jak bardzo chciałam ich zabić! Gdyby nie obietnica tobie…

Znów zaczęła chodzić.

— Gdybym nie obiecała, dawno bym…

Alla podeszła i objęła siostrę:

— Spokojnie, proszę.

Milczeli przez chwilę. Potem Alla cicho powiedziała:

— Chodźmy na kolację, zgłodniałam.

— To prawdziwe! — odpowiedziała Polina. — A tak przy okazji, masz piwo? Będziemy się upijać.

— No, jakie masz słowa…

— Przełożę na literacki: pić, upijać się, chlać — poważnie dodała Polina.

Alla się roześmiała.

Następnego ranka, około dziesiątej, Alla stała pod wejściem do domu Poliny Stanisławowny. Wiedziała, że Borys musi tu być, bo nie spał w domu. Całą noc siostry rozmawiały, ale nie o narzeczonym czy teściowej, tylko o dzieciństwie, rodzicach, podróżach, o tym, jak dawno nie były nad morzem. Po prostu rozmawiały o wszystkim po kolei, jak dawniej.

Alla mentalnie się pokreśliła i splunęła przez lewe ramię. Następnie nacisnęła dzwonek. Po kilku sekundach usłyszała szybkie kroki — drzwi lekko się uchyliły, a w szczelinie ukazała się twarz Eleny. Widząc synową, dziewczyna od razu zatrzasnęła drzwi.

Alla chwilę postała, potem z impetem kopnęła drzwi. Te się otworzyły, a w progu pojawił się Borys.

— Cześć — powiedział niezadowolony.

— I tobie zdrowia — odpowiedziała krótko Alla i bez pytania o pozwolenie weszła do środka.

Z korytarza wystawiła głowę Polina Stanisławowna.

— Dzień dobry — przywitała się Alla.

Kobieta coś mamrotała pod nosem i zniknęła w swoim pokoju.

Alla spojrzała na narzeczonego:

— Musimy porozmawiać.

— Wiesz, co się wczoraj stało? Twoja siostra…

— Milcz — ostro przerwała mu Alla.

Patrzyła uważnie na mężczyznę, którego usta całowała, znała każdą zmarszczkę na jego twarzy, liczyła brwi jeszcze zanim zaczęły się siwieć. Na jej twarzy pojawił się dziwny, niemal szalony uśmiech.

— Uderzyłeś moją siostrę? — zapytała.

Borys powoli podniósł wzrok:

— To ona zaczęła pierwsza.

— Uderzyłeś moją siostrę? — powtórzyła Alla.

— Tak! Uderzyłem. I co z tego? Wiesz, co ona zrobiła? Ona…

Nie zdążył dokończyć. W następnym momencie Alla z całej siły wymierzyła mu policzek. Siła uderzenia sprawiła, że Borys odskoczył do ściany.

„No nieźle” — przemknęło jej przez głowę.

Z pokoju wybiegła teściowa, szeroko otwierając oczy ze zdumienia — nie rozumiała, co się dzieje: syn leżał na podłodze, a synowa stała nad nim jak zwyciężczyni.

— Uderzyłeś moją siostrę?! To tak, jakbyś uderzył mnie samą! Napadłeś na mnie, ty… — powiedziała Alla spokojnie, ale każdy wyraz był jasny i przerażający.

— Ona zaczęła pierwsza! A ona… — krzyknął Borys.

Nie pozwoliła mu dokończyć. Alla gwałtownie odwróciła dłoń i uderzyła go w nos. Borys, nie spodziewając się takiego obrotu spraw, cofnął się, przewrócił fotel i z hukiem upadł na podłogę.

Alla weszła do pokoju:

— Chyba zapomniałeś, jak niebezpieczne są kobiety, gdy je się dotknie. Uderzyłeś moją siostrę!

Chwyciła leżący obok laptop i z całej siły uderzyła nim Borysa. Ten nawet nie zdążył się uchylić.

Polina Stanisławowna w końcu zorientowała się, co się dzieje — jej syna bije dziewczyna ważąca połowę jego. Kobieta rzuciła się na Allę, ale ta zręcznie postawiła przed nią fotel. Teściowa uderzyła w niego, przewróciła się przez oparcie i głośno upadła na podłogę.

Elena przez cały czas obserwowała z boku — nie odważyła się ani śmiać, ani wtrącić, ani nawet westchnąć.

Alla otrzepała kurz z rąk i zwróciła się do swojego byłego narzeczonego, który leżał wśród porozbijanych mebli:

— Odważyłeś się przyprowadzić do mojego domu swoją matkę, chociaż mówiłam ci wielokrotnie — nie. Nasrałeś mi w duszę. Twoja mamusia też. Znęcaliście się nade mną, a teraz narzekasz, że moja siostra cię zraniła?

Borys próbował się podnieść, trzymając zakrwawioną wargę:

— Allo, co ty robisz?! Ja przecież…

— Jaki jesteś nikczemny, obrzydliwy człowieku — powiedziała z pogardą. — Kochałam cię, naprawdę. Dopóki nie powiedziałeś, że twoja matka zostaje u mnie mieszkać.

Zrobiła krok do przodu, a Borys natychmiast cofnął się, plącząc się w kawałkach mebli.

— Myślisz, że będę się przed tobą upokarzać? — kontynuowała Alla, nie podnosząc głosu. — Nie jestem Poliną. Ona zastąpiła mi rodziców po ich śmierci. Ale ja też potrafię być twarda.

— Allo, uspokój się! — wrzasnął Borys, próbując wstać. — Zupełnie zwariowałaś!

— Jesteś świnią — powiedziała chłodno. — Bić się z moją siostrą… To jest podłe.

Polina Stanisławowna w końcu wstała, opierając się na obolałym biodrze:

— Co sobie pozwalasz, mała suka?! Bijesz mojego syna?!

Alla nawet się nie obejrzała. Nadal trzymała rozbity laptop — ekran pęknięty, obudowa wygięta, ale nie obchodziło jej to. Zamachnęła się i rzuciła nim w ścianę. Borys instynktownie zasłonił głowę.