— Aniu, ślubu na razie nie będzie. Rodzice kupili samochód, nie mamy pieniędzy — zaskoczył narzeczony.

— Aniu, ślubu na razie nie będzie. Rodzice kupili samochód, nie mamy pieniędzy — zaskoczył narzeczony.

— Aniu, ślubu na razie nie będzie. Rodzice kupili samochód.

Te słowa zabrzmiały jak grom z jasnego nieba. Anna zastygła z filiżanką herbaty w dłoniach, nie wierząc własnym uszom. Zaledwie godzinę temu wróciła do domu po przymiarce sukni ślubnej, kręciła się przed mamą, pokazując, jak idealnie na niej leży.

Śnieżnobiały jedwab doskonale podkreślał jej figurę, a welon spływał po ramionach jak wodospad. Czuła się jak księżniczka z bajki. Irina Pawłowna nawet uroniła łzę wzruszenia, patrząc na córkę w białej sukni.

A teraz Kirill siedział naprzeciwko na ich ulubionej kanapie i mówił coś, co burzyło wszystkie jej marzenia.

Cisza zawisła między nimi ciężkim brzemieniem. Za oknem zaczynała siąpić mżawka, krople bębniły o parapet. Anna powoli odstawiła filiżankę na stolik kawowy. Ręce zdradziecko jej drżały.

Trzy lata temu spotkali się na urodzinach wspólnej znajomej. Kirill wydał się Annie solidny i poważny — nie to co jej poprzedni, lekkomyślni chłopcy. Pracował jako inżynier w fabryce, mieszkał z rodzicami w przestronnym trzypokojowym mieszkaniu, planował karierę. Anna uczyła angielskiego w szkole językowej, wynajmowała kawalerkę na obrzeżach miasta.

Oświadczył się pięknie — w restauracji, przy żywej muzyce i z pierścionkiem w kieliszku szampana. Anna rozpłakała się ze szczęścia. Ustalili, że ślub odbędzie się za pięć miesięcy — akurat na początku jesieni.

Dwa tygodnie temu wszyscy spotkali się na uroczystej kolacji u rodziców Anny. Irina Pawłowna przygotowała swoje popisowe pieczeń, Oleg Wiktorowicz otworzył butelkę dobrego wina. Rodzice Kirilla — Lidia Siergiejewna i Nikołaj Iwanowicz — przynieśli domową szarlotkę.

— Ustalmy od razu, kto za co płaci — powiedziała rzeczowo Irina Pawłowna, wyjmując notes. — Żeby później nie było nieporozumień.

— Słusznie, słusznie — pokiwał głową Nikołaj Iwanowicz. — My z Lidią postanowiliśmy — bierzemy na siebie restaurację, obrączki i autobus dla gości.

— Świetnie! — uśmiechnął się Oleg Wiktorowicz. — W takim razie my zapłacimy za suknię panny młodej, wodzireja, DJ-a i fotografa z kamerzystą.

Wszyscy stuknęli się kieliszkami. Anna promieniała ze szczęścia, Kirill obejmował ją ramieniem. Wydawało się, że przed nimi tylko radość.

Następne tygodnie minęły w miłych przygotowaniach. Anna z mamą objechały wszystkie salony ślubne w mieście. Tata narzekał na ceny, ale sumiennie woził je samochodem i pomagał wybierać fotografa.

— Sto pięćdziesiąt tysięcy za suknię! — kręcił głową Oleg Wiktorowicz. — Za naszych czasów za takie pieniądze można było pół wesela wyprawić!

— Tato, przecież to raz w życiu — prosiła Anna.

— No dobrze, księżniczko — poddawał się ojciec. — Bylebyś była szczęśliwa.

Wpłacili zaliczkę za suknię, umówili wodzireja — wesołego chłopaka Dimę, który obiecał niezapomniany program. Fotograf pokazał portfolio — zdjęcia były magiczne.

A Kirill wciąż odkładał wybór restauracji.

— Mamy jeszcze czas, zdążymy — machał ręką. — Chodźmy lepiej do kina.

Anna nie nalegała. Myślała — jego rodzice mają doświadczenie, sami się zajmą.

Pierwsze niepokojące sygnały pojawiły się po miesiącu. Kirill częściej zostawał dłużej w pracy, tłumacząc się nagłą gorączką zadań. Na pytania o restaurację odpowiadał wymijająco. Jego rodzice, wcześniej aktywnie dzwoniący i interesujący się przygotowaniami, nagle zamilkli.

Pewnego wieczoru Anna jadła kolację z mamą w kuchni. Ojciec był w delegacji.

— To wszystko jakieś dziwne — Irina Pawłowna odstawiła filiżankę na spodek z wyraźnym niepokojem. — My już wpłaciliśmy połowę pieniędzy, a oni nawet obrączek nie zamówili! Co, mamy sami ciągnąć całe wesele?

— Mamo, nie przesadzaj — próbowała bronić narzeczonego Anna, choć w środku już czuła niepokój. — Może są po prostu zajęci.

— Zajęci? Przez trzy tygodnie ani jednego telefonu! Lidka wcześniej dzwoniła co drugi dzień, menu omawiała. A teraz — cisza.

Anna nie spała do rana. Przypominała sobie ostatnie tygodnie. Kirill naprawdę stał się jakiś nieobecny. Na jej zachwyty suknią reagował chłodno. Gdy pokazywała zdjęcia bukietów, kiwał głową bez zainteresowania, wpatrzony w telefon.

Rano postanowiła porozmawiać z nim wprost.

— Kirill, twoi rodzice wybrali już restaurację? Zostały trzy miesiące, dobre miejsca szybko znikają.

— Co? Tak, tak, wybierają. Nie martw się — burknął, zakładając koszulę.

— A obrączki? Trzeba je zamówić wcześniej, zwłaszcza jeśli mają mieć grawer.

— Aniu, czemu się tak czepiasz?! — wybuchł. — Wszystko będzie! Idź lepiej nastaw herbatę…

Ostrość jego tonu ją oszołomiła. Kirill nigdy wcześniej nie mówił do niej w ten sposób. W piersi osiadł lodowaty lęk.

I wtedy prawda spadła na nią jak lawina.

— Jak to samochód? — Anna wciąż nie mogła uwierzyć. — Jaki samochód? A ślub? Przecież się umawialiśmy!

— No, tata trafił na dobrą ofertę… Nowa Camry, z minimalnym przebiegiem. Takiej okazji nie można było przegapić — tłumaczył monotonnym głosem Kirill.

— Kirill, do ślubu zostały trzy miesiące! Moi rodzice już wpłacili zaliczki! A wasi obiecywali restaurację!

— Nie ma pieniędzy — burknął. — Jeszcze i kredyt wzięliśmy. Mama mówi, że samochód jest ważniejszy. Ślub może poczekać. Możemy po cichu pójść do urzędu, a przyjęcie potem…

Anna wstała. Kolana miała jak z waty.

— Wyjdź — powiedziała cicho.

— Aniu, no co ty…

— Wyjdź! — krzyknęła. — Wynoś się!

Wieczorem, podczas rodzinnej kolacji, Anna wszystko opowiedziała rodzicom. Oleg Wiktorowicz, który właśnie wrócił z delegacji, słuchał w milczeniu. A potem z hukiem uderzył pięścią w stół. Zastukały talerze.

— To policzek w twarz! — ryknął. — My wywiązaliśmy się ze zobowiązań! Zapłaciliśmy! A oni… oni…

— Oleg, uspokój się — Irina Pawłowna położyła mu dłoń na ramieniu, choć sama była blada ze złości.

— Jak mam się uspokoić! Aniu, córeczko — ojciec zwrócił się do córki — rozumiesz, że to dopiero początek? Jeśli już teraz tak postąpili, co będzie później?

Anna płakała w milczeniu. Łzy spływały po policzkach, rozmazując tusz. Wszystkie jej marzenia o białej sukni, pierwszym tańcu, szczęśliwej rodzinie — wszystko runęło w jednej chwili.

W nocy nie mogła zasnąć. Narzuciła szlafrok i poszła do kuchni. Zaparzyła herbatę, usiadła przy oknie. Za szybą migotały światła nocnego miasta.

Drzwi skrzypnęły. W progu stał Kirill — musiał użyć swojego klucza.

— Nie śpisz? — zapytał, siadając naprzeciwko.

Anna patrzyła w milczeniu w okno. Herbata stygnęła w kubku.

— Aniu, no nie obrażaj się. No pomyśl — przełożymy o pół roku. Albo rok. Co w tym złego?

Powoli odwróciła głowę w jego stronę.

— Kirill, odpowiedz szczerze. Ty naprawdę chcesz się ożenić? Czy to wszystko było tylko dla mnie?

Zapadła długa cisza. W końcu wzruszył ramionami, zirytowany:

— No, rodzice zdecydowali… Nie mogę się im sprzeciwić. Przecież to dla nas się starają. Samochód się przyda…

— Dla nas? — Anna parsknęła gorzko. — Czy dla nich? Wiesz co, Kirill? Ty nie jesteś mężczyzną. Jesteś chłopcem, który chowa się za mamusiną spódnicą.

— Nie waż się…

— Co, prawda w oczy kole? Wiesz co? Zostaw klucz i idź. Do mamusi. Ona ci ugotuje barszczyk i pogłaszcze po główce.

Coś w niej pękło — i jednocześnie się uwolniło. Jakby ciężki kamień, który miesiącami przygniatał jej pierś, nagle zniknął. Zrozumiała — ten mężczyzna nigdy nie będzie dla niej oparciem. Nigdy nie postawi na pierwszym miejscu ich rodziny. Zawsze będzie patrzył na rodziców, szukał wymówek, uciekał od odpowiedzialności.

— Pożałujesz! — rzucił, trzaskając drzwiami.

Anna nie odpowiedziała. Łzy wyschły. Została tylko pustka.

Nazajutrz Anna zaczęła odwoływać ślub. Fotografka Marina zrozumiała sytuację i zwróciła część zaliczki. Wodzirej Dima także poszedł jej na rękę.

Z suknią było trudniej. W salonie odmówili zwrotu zaliczki — suknia była już w szyciu. Musiała pogodzić się ze stratą.

Kirill próbował dzwonić, pisać wiadomości. Potem przyszedł z kwiatami. Anna nie otworzyła.

— Aniu, przecież mnie kochasz! Nie bądź taka kategoryczna!

— Odejdź, Kirill — odpowiedziała zza drzwi. — To koniec.

— Pożałujesz! Nikt cię nie zechce z takim charakterem!

Nie odpowiedziała. Po prostu weszła do pokoju, założyła słuchawki i włączyła głośno muzykę.

Tydzień później zadzwoniła Lidia Siergiejewna.

— Aneczko, no po co tak ostro reagować? — zaczęła słodkim tonem. — No i co z tego, że kupiliśmy samochód? Przecież dla wszystkich! Wnuki będziemy wozić! Kiryuśka tak się przejmuje…

— Lidio Siergiejewno, jakie wnuki? Od waszego niedojrzałego syna? — przerwała jej chłodno Anna. — Wasz Kiryuśka może się przejmować ile chce. Ślubu nie będzie. Do widzenia.

Odłożyła słuchawkę i zablokowała numer. Potem numer Nikołaja Iwanowicza. A potem — Kirilla.

Rodzice Kirilla obrazili się, opowiadali znajomym, że Anna była chciwa, zerwała zaręczyny przez pieniądze.

Anna się nie tłumaczyła. Ci, którzy ją znali, nie uwierzyli plotkom.

Z Kirillem już się nie spotkali. Został mieszkać z rodzicami, pomagając spłacać kredyt za samochód.

Minęły cztery miesiące. Anna zanurzyła się w pracy — wzięła dodatkowe godziny, zaczęła prowadzić kursy przygotowujące do egzaminów międzynarodowych. Zapisała się na jogę, spotykała się z przyjaciółkami, czytała książki, które odkładała od dawna. Życie stopniowo nabierało nowych barw.

O Kirillu dowiedziała się przypadkiem — spotkała wspólną znajomą.

— Wyobrażasz sobie? Nadal mieszka z rodzicami! Pomaga spłacać ten samochód. A Lidka wszystkim opowiada, że rzuciłaś go przez pieniądze.

Anna tylko wzruszyła ramionami. Niech mówią, co chcą. Ból minął, zostawiając lekki smutek i ważną lekcję.

Dziś znów była w salonie ślubnym — pomagała wybierać suknię przyjaciółce z uniwersytetu, Kasi.

— Aniu, nie jest ci trudno tu być? — zapytała ostrożnie Kasia, przymierzając kolejną kreację.

— Nie — odpowiedziała szczerze Anna. — Wiesz, teraz myślę, że dobrze się stało. Wyobraź sobie, gdyby to wyszło po ślubie. Albo gdyby były już dzieci.

Wychodząc z salonu, Anna spojrzała jeszcze na witrynę z manekinami w ślubnych sukniach. Kiedyś tu wróci. Ale z kimś innym — człowiekiem, który nie będzie chował się za plecami rodziców. Kto potrafi podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność. Kto będzie gotowy budować rodzinę na fundamencie zaufania i stabilności, a nie na piasku pustych obietnic.

A na razie… Na razie ma pracę, przyjaciół, rodziców i całe życie przed sobą. I to wcale nie było takie złe. Anna uśmiechnęła się do swojego odbicia w szybie sklepu i ruszyła pewnym krokiem naprzeciw nowemu dniu.